Prezydent
Tak się złożyło, że w trakcie mojego ziemskiego żywota , przez
telewizyjny ekran przewinęło się sześć osób, które były prezydentami
Polski. Żadnego z tychże sześciu prezydentów moje oczy na oczy nie
widziały , nigdzie indziej, jak tylko w telewizji. Na cóż mi zatem
prezydent potrzebny, skoro od kilku lat telewizora nie włączam wcale?
Skoro nie włączam to nawet nie wiem czy jakiś prezydent tu jest, czy
też go nie ma. Wygląda na to, że prezydent jest potrzebny tylko tym,
którzy posiadają telewizor.
Skoro od ust sobie odbierając płaciłem podatki na sześciu prezydentów, z których jeden odbębnił dwie kadencje, czyli tak jakbym płacił na siedmiu, a żadnego z nich w życiu na oczy nie widziałem , ani po nic do żadnego nie chodziłem, to co to dla mnie oznacza? Ano to, że płacę podatki, aby w telewizorze Kowalskiego był prezydent.
Z grona omawianych prezydentów nie było ni jednego, który by pasował wszystkim POLAKOM. Przeciętnie połowa rodaków takiego prezydenta telewizorowca lubiła, a połowa nie lubiła, i tak jest do dnia obecnego, przy czym należy dodać, że w każdym przypadku wybierano mniejsze zło, czyli kogoś, kogo wybierać tak naprawdę wcale nie chciano. Wygląda na to, że aby zadowolić prezydentalnie całą POLSKĘ, należałoby wykreować telewizyjnie minimum DWÓCH prezydentów, aby obie polskie połówki zadowolić. Wszak pałac prezydencki to chałupa sporych rozmiarów - jak pokazuje telewizja, zatem DWÓCH telewizyjnych prezydentów można tamuj upchać bez większego olaboga.
Po przeanalizowaniu tejże telewizyjno prezydenckiej zagwozdki, dochodzę do wniosku, że najlepszym rozwiązaniem byłoby umożliwienie prezydentowania wszystkim wystawionym kandydatom - na raz, aby żaden wyborca nie czuł się zawiedziony, mając we własnym telewizorze takiego prezydenta, jakiego chce mieć. Można by podzielić telewizyjne kanały tak, aby każdy z prezydentów miał swój własny kanał, a wówczas telewidz nielubiący prezydenta Stefana, włączałby se kanał lubianego prezydenta Adriana, czy ukochanego Bogdana, a to z kolei przyczyniłoby się do zaistnienia wiecznej szczęśliwości, wszystkich Polaków telewizory posiadających. Jak zatem widzimy jasno, szczęście leży w zasięgu ręki...
marek sujkowski
Skoro od ust sobie odbierając płaciłem podatki na sześciu prezydentów, z których jeden odbębnił dwie kadencje, czyli tak jakbym płacił na siedmiu, a żadnego z nich w życiu na oczy nie widziałem , ani po nic do żadnego nie chodziłem, to co to dla mnie oznacza? Ano to, że płacę podatki, aby w telewizorze Kowalskiego był prezydent.
Z grona omawianych prezydentów nie było ni jednego, który by pasował wszystkim POLAKOM. Przeciętnie połowa rodaków takiego prezydenta telewizorowca lubiła, a połowa nie lubiła, i tak jest do dnia obecnego, przy czym należy dodać, że w każdym przypadku wybierano mniejsze zło, czyli kogoś, kogo wybierać tak naprawdę wcale nie chciano. Wygląda na to, że aby zadowolić prezydentalnie całą POLSKĘ, należałoby wykreować telewizyjnie minimum DWÓCH prezydentów, aby obie polskie połówki zadowolić. Wszak pałac prezydencki to chałupa sporych rozmiarów - jak pokazuje telewizja, zatem DWÓCH telewizyjnych prezydentów można tamuj upchać bez większego olaboga.
Po przeanalizowaniu tejże telewizyjno prezydenckiej zagwozdki, dochodzę do wniosku, że najlepszym rozwiązaniem byłoby umożliwienie prezydentowania wszystkim wystawionym kandydatom - na raz, aby żaden wyborca nie czuł się zawiedziony, mając we własnym telewizorze takiego prezydenta, jakiego chce mieć. Można by podzielić telewizyjne kanały tak, aby każdy z prezydentów miał swój własny kanał, a wówczas telewidz nielubiący prezydenta Stefana, włączałby se kanał lubianego prezydenta Adriana, czy ukochanego Bogdana, a to z kolei przyczyniłoby się do zaistnienia wiecznej szczęśliwości, wszystkich Polaków telewizory posiadających. Jak zatem widzimy jasno, szczęście leży w zasięgu ręki...
marek sujkowski
Komentarze
Prześlij komentarz